Tenis ziemny jest niezwykle popularną dyscypliną sportu wśród osób aktywnie spędzających wolny czas. Wszystkich fanów tego pięknego, ale i wymagającego sportu z pewnością ucieszył historyczny awans naszych reprezentantów do Grupy Światowej w Pucharze Davisa.
Szczypta historii
Puchar Davisa to największe i najbardziej prestiżowe rozgrywki męskich drużyn tenisowych na świecie. Jego początki sięgają 1900 roku, kiedy to w miejscowości Brookline, nieopodal Bostonu rozegrano pierwszy pojedynek pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, a Wielką Brytanią, zakończony bezsprzeczny zwycięstwem gospodarzy. W późniejszych latach do rywalizacji dołączały kolejne drużyny, co podnosiło rangę zawodów. W setnej edycji Davis Cup wystartowało, aż 129 państw. Najwięcej triumfów na koncie mają Amerykanie, przed Australijczykami, Brytyjczykami i Francuzami. Żeńskim odpowiednikiem Pucharu Davisa jest Puchar Federacji. Wyniki tych i innych turniejów tenisowych można znaleźć na www.totolotek.pl.
Dobre losowanie
Kiedy po pokonaniu w poprzedniej rundzie Pucharu Davisa reprezentacji Ukrainy, stało się jasne, że jesteśmy o krok od historycznego awansu - w Grupie Światowej nie graliśmy nigdy dotąd - wszyscy sympatycy tenisa nad Wisłą mocno ściskali kciuki licząc na korzystne losowanie ostatniego rywala w drodze do upragnionej elity. Tym razem los okazał się łaskawy, gdyż skojarzył nas z sąsiadami z południa, Słowakami. Rodacy Janosika to rywal będący zdecydowanie w zasięgu biało-czerwonych. Największą gwiazdą i zarazem liderem naszych przeciwników był Martin Klizan, znajdujący się w rankingu ATP w czwartej dziesiątce, czyli nieco wyżej o Jerzego Janowicza. Skład gości uzupełnili Norbert Gombos oraz debliści Andrej Martin i Igor Zelenay. W naszej ekipie poza Janowiczem, do boju ruszyli Michał Przysiężny i debliści Łukasz Kubot i Marcin Matkowski.
Dreszczowiec w pięciu odsłonach
Rywalizacja standardowo rozpoczęła się od pojedynków singlowych. W pierwszym meczu Michał Przysiężny przegrał 0:3 z Martinem Klizanem, a Jerzy Janowicz w czterech partiach odprawił Norberta Gombosa. Po pierwszym dniu na tablicy wyników widniało 1:1. Na sobotę zaplanowana została gra podwójna, w której Matkowski z Kubotem nie dali szans Słowakom, wygrywając pewnie bez straty seta. Przed decydującymi meczami niedzielnymi potrzebowaliśmy punktu, aby świętować historyczny awans. Tego nie udało się zdobyć Janowiczowi, który niespodziewanie gładko - w trzech setach - uległ Klizanowi. To oznaczało, że wszystko w rękach Przysiężnego, który nie zawiódł i po fantastycznej grze w decydującym piątym meczu pokonał Gombosa 3:0 w setach 6:3, 6:4, 6:4 i przypieczętował wymarzony rezultat, Polska-Słowacja 3:2.